Nastał długo oczekiwany wyjazd do Kazimierza Dolnego. Muszę przyznać, ze nie spodziewałam się, że do niego dojdzie..jakoś mój mąż, odkąd mały się pojawił usiadł w kwestii wyjazdów na "dupce" i siedzimy w domu.. no ale udało się.. zaczęło się dość nerwowo, bo zaspalismy! Mieliśmy wyjechać o 8. a tu 7.15 a my dopiero oczy otworzyliśmy..no ale cóż, na spokojnie sie zebralismy i pojechaliśmy z sercem na ramieniu, bo przecież strach jak mały będzie się zachowywał w aucie, to jednak 120km.. strach ma jednak wielkie oczy i okazało się, że Tymcio świetnie się zachowywał..wogóle nie marudził, ba bawił się na całego. Dojechaliśmy.. Zapakowani w wózek udaliśmy się do punktu centralnego, jakim jest Rynek i drewniana studnia
potem Mały rynek a później ruiny zamku (niestety obecnie remontowane)
i baszta
a w czasie gdy tata zdobywał basztę, mama w zaciszu leśnego poszycia bawiła się w matkę - polkę karmiącą:
Udało nam sie pospacerować po pięknych miejscach a Tymcio uśmiechał się na prawo i lewo:
Przed odjazdem Tymuś musiał jeszcze wyczyścić tacie tylne szyby:
No i zdobyć dach samochodu:
A zmęczony po całym dniu usnął w samochodzie pilnując zabawkę, a co!
Droga powrotna wyglądała równie dobrze jak ta do Kazimierza.. jednak maluch świetnie nadaje się do podróży a i my padnięci na maxa byliśmy bardzo zadowoleni:) Ajjj życzę sobie więcej podróży po Polsce..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz