poniedziałek, 1 października 2012

Kolejna minuta, kolejna godzina, kolejny dzień, tydzień, miesiąc..

To już minął miesiąc odkąd pracuję.. miesiąc podczas którego wiele się wydarzyło i tak naprawdę nadal nie wiem jak to dalej poukładać.. Czasem jestem na siebie zła, że tak to przeżywam i że jakoś nie umiem sobie wszystkiego ułożyc, bo..
nadal biegam między domem a pracą, nadal biegam od przystanku do domu i z domu na przystanek, nadal się spieszę.. a wszystko dlatego, że nadal jestem aż za nadto obowiązkowa i surowa dla siebie.. No nie umiem jakoś wyluzować, nie umiem nie denerwować sie gdy nie zdążę na pociąg do domu.. martwię się, gdy coś się dzieje a ja nie mam na to wpływu...

Moje nerwy były już wystawione na próbę podczas tego miesiąca.. Moja praca jest taka, że niestety jestem uzależniona od innych osób - współpracowników, no i niestety aby doprowadzić sprawę do końca muszę współpracować z co najmniej 4 osobami z różnych działów..No i większość osób, kobiet muszę dodać, choć oczywiście to nie reguła, rozumie mnie i moją sytuację..ale jak napisałam, nie wszyscy, no i trafiłam na takiego pana (mała litera celowa), który stwierdził, że o 13.00 idzie na obiad i nie obchodzi go fakt, że muszę czekać aż skończy, że ucieknie mi pociąg, że spieszę się do dziecka.. nie powiem, poczułam się jakbym dostała obuchem w łeb, łzy same, bezwiednie leciały po policzku.. To był dzień kiedy w domu byłam 3h później niż zwykle, ale "kolega" chociaż obiad zjadł..

Teraz, po miesiącu mogę stwierdzić, że praca jest dla mnie jedynie dodatkiem do prawdziwego życia jakim jest rodzina i mimo, że miło jest otrzymać wypłatę po roku przerwy, to jednak oddałabym każde pieniądze za spędzony czas z moim synkiem..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz