Jakoś nie mogę się pozbierać.. ten Nowy Rok mnie dobił i
nawet nie umiem powiedzieć co w nim mnie tak dobija.. Mam wrażenie, że wszystko
jest nie tak, że nic się nie układa, a przecież powinnam się cieszyć.. dziecko
zdrowe, mąż zdrowy, ja zdrowa.. Tyle się nazbierało, tyle zmian wraz z Nowym
Rokiem i tyle decyzji do podjęcia.. Jakoś nie ogarniam tego wszystkiego.. ale
zacznijmy od początku..
Wraz z Nowym Rokiem mój mały dzielny rycerzyk także
rozpoczął nowy etap w swoim życiu.. Zaczął chodzić do niani, P. wozi go
codziennie na 8 rano i zostawia – ja odbieram go o 14.. Póki co ten układ
logistycznie jakoś się sprawdza i mimo narzekań męża, że mu ciężko się zebrać,
że ble ble ble.. to dajemy radę.
Mały, podobno super sobie radzi, od razu wyrywa się do zabawy
i nawet nie spojrzy na odchodzącego tatę. Jest grzeczny, komunikatywny –
niania, mówi, że zagaduje dzieciaki po swojemu, że buzia mu się nie zamyka i
coraz śmielej poczyna sobie jeżeli chodzi o „normalne” słowa. P mówi, że jak
tak zostanie, to sobie w łeb strzeli – haha, już widzę te ciągłe pytania… oj
tak! Je pięknie II danie, ba nawet sam się o nie upomina i jestem pewna, że tak
jest! Moje dziecko to głodomór, który co 2 godziny musi być zadowolony
jedzeniem J .
Podobnie jest z obiadem i tutaj także dowierzam, bowiem odkąd mały chodzi do
niani, je pięknie II dania w domu przy swoim stoliczku i na swoim krzesełku.
Ogólnie niania wypowiada się w samych superlatywach, stwierdziła, że jest nad
wyraz dojrzały a jak sama stwierdziła ma porównanie czy to do pół roku
starszego Samcia czy kilka miesięcy starszej Tosi, no i swoich synów..
Osobiście nie wiem czy wierzyć w te wszystkie pochlebstwa, ale może tak? Moja
siostra twierdzi, że nie spotkała takiego dziecka jak Tymek a sama ma dwóch
synów. Tymek ma twardy charakter i wierzę, że sobie poradzi. W domu także nieco
się zmieniło jego zachowanie.. jakoś mniej czyta, ale za to pięknie się sam
bawi, że aż czasem mam wyrzuty sumienia, że on sam się bawi a ja coś tam robię,
co nie ma znaczenia.. Musimy dać sobie jeszcze czas aby to wszystko ogarnąć..
Ja martwię się tylko jednym… aby jak najdłużej pozostał zdrowy, zwłaszcza w
dobie tej zachorowalności o jakiej się mówi.
Dzieje się u nas sporo, więc także z Nowym Rokiem wzięliśmy
się za siebie rodzinnie i zapisaliśmy małego na zajęcia pływackie. Oczywiście o
wielkim pływaniu nie może być mowy, ale i tak jest super! Co prawa P. kręcił
nosem jak się dowiedział ile taka przyjemność kosztuje i ile rzeczy moglibyśmy
za to kupić, ale trudno. Klamka zapadła – zajęcia zapłacone, nie ma odwrotu i
najlepsze.. trzeba jeździć aby mnie przepadły i to chyba jest najpiękniejsze..
Już nieraz P. mamrotał, że bardzo mu się nie chce.. Jestem pewna, że gdybyśmy
nie zapłacili, to nie jeździlibyśmy regularnie a tak – nie ma wyjścia. Mały
super się zachowuje w wodzie, tata z nim chodzi a ja gdzieś obok i to aby mnie
nie widział.. inaczej się rozkleja i koniec z zajęć. Dopiero na basenie
człowiek sobie zdaje sprawę jak bardzo zastały jest, przepłynęłam 4 długości
basenu i zdychałam jak nie wiem – szok! A pomyśleć, że wcześniej potrafiłam
przepłynąć i 20 i to w ciąży!
Zmiany dotyczą także naszego domu..
c.d.n..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz