wtorek, 4 września 2012

Mama wraca do pracy..

To był ten dzień.. pierwszy po niemal 19 miesiacach... Od dawna wiedziałam, że będzie to trudny okres..dla dziecka ale zwłaszcza dla mnie!
Nie pomyliłam się! Obudziłam się o 3.40 bo Tymcio postanowił zrobić sobie przerwę na spanie..On po jakiś 50minutach w końcu przysnął przy moim cycu a ja? Ja spać nie mogłam.. wpatrywałam się w swoje maleńkie szczęście, dotykałam jego maluśkich paluszków i ogarniała mnie przeogromna ilość uczuć, od miłości po żal i tęsknotę.. I kiedy moje chłopaki spały, ja nie mogłam się uwolnić od gonitwy myśli: jak to teraz będzie, jak Tymcio sobie poradzi, czy będzie płakał jak mnie nie zobaczy, jak będzie wyglądał jego dzień, i w końcu.. jak będzie wyglądał mój dzień.. jednak ludzie są tak skomplikowani, że jak się czymś stresują to ich organizm poddaje się owemu stresowi.. o 5. 50 zwlokłam się z łóżka, zostawiając maluszka i tego większego też.. Małego opatuliłam kołdrą i zaczęłam przygotowania.. Jakoś dziwnie szybko się uporałam i mimo, iż planowałam wybrać się na pociąg na 7.15 to mimo powolnego kroku załapałam się na pociąg na 7.01..ech.. Całą drogę zerkałam na telefon, ale nie było żadnej informacji od męża..

Jak wyglądał mój dzień? Dość stresująco.. okazało się, że wcale w firmie nie panuje miła atmosfera, jednak cięcia i redukcje etatów zaważają nad morale w firmie. Jak to określono "nikt nie jest bezpieczny". Moja kierowniczka mocno spóźniona (przybyła po 10) zarzuciła mnie pracą, bo terminy gonią.. Prawda jest taka, że i na cały etat miałabym pełne ręce roboty a pracując na 3/4 - pewnie będę zabierać pracę do domu..
A dyrektor tylko stwierdził, że szkoda, że wybrałam 3/4 etatu, bo on by wolał "pełnowartościowego" pracownika no i te moje godziny pracy.. 7 -13.. skąd ja je wzięłam, przecież nawet "państwówka" pracuje w godzinach 8-14, przecież jedna godzina nie powinna robić mi różnicy..no i pada pytanie: Czy mogłaby Pani przychodzić na 8.00?? Nie powiem, nieco mnie to wbiło w ziemię, bo się nie spodziewałam.. Odpowiedziałam, że nie wiem czy uda mi się wszystko poukładać, że póki co mogę przychodzi co najwyżej na  7.30 - no cóż.. z mojej strony to olbrzymi kompromis, a na jego twarzy zadowolenia i tak nie widziałam.. Ale.. mam to gdzieś!
Miłym i przyjemnym doświadczeniem było spotkanie "starych" współpracowników i wizyta w Kadrach... Mój dzień pracy zakończył się  o 13.50, dodam tylko, że w tym czasie zjadłam jedną bułkę i wypiłam 3 kawy..ech..No a jutro? Jutro od nowa i tak przez kolejne dni, tygodnie, miesiące..

A co u Tymcia?
Nie skłamię, gdy napiszę, że co 10 minut zerkałam na telefon.. wysyłałam zapytania: czy wstał i o której, co jadł itd.. Mały wstał po 7 rano! Mój P mówi, że ciągle się wtulał, że nie chciał mu zejść z rąk, tak do śniadania i do zabawy a później się rozkręcił.. byli na spacerku, placu zabaw, mały spał 90min, zjadł brzoskwinię, chrupka, miskę zupy i wcale ale to wcale (podobno) nie tęsknił, był szczęśliwy..
A gdy w końcu się spotkaliśmy (w przychodni) spojrzał na mnie i się uśmiechnął, po czym przybiegł i rzucił mi się na szyję - cudowne uczucie.,

Czy mnie to uspokoiło? Dziwnie nie, liczę jednak, że codziennie tak będzie.. Jeszcze jutro jest z nim tata i dziadek a później.. dziadek idzie na żywioł, żywioł który nazywa się Tymek..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz