czwartek, 23 sierpnia 2012

kiedy Twoje dziecko cierpi..

Nikt nie mówił, że życie z dzieckiem czy też jego wychowanie będzie proste..owszem - spodziewałam się tego, wiedziałam, że sobie z tym poradzę, bo moja decyzja o macierzyństwie była podjęta świadomie.. Nikt jednak nie powiedział, jak radzić sobie z cierpieniem swojego dziecka.. Taka mała istotka, zupełnie bezbronna, zdana na Ciebie..
Zaczęło się tak prozaicznie, o kilku dni ślinienie - omen zbliżających się nowych ząbków, nawet kilka dni temu myślałam, że proszę zaraz zęby będą tak bezproblemowo i to od razu trzonowe..jakże się myliłam..
Wczorajszy dzień i noc były najgorszymi w całym życiu mojego synka oraz moim.. Zaczęło się od pierwszej drzemki o 9 rano..Gdy mały przebudził się o 10 był taki "podejrzany", ciepły, osowiały, nie mógł się pozbierać po spaniu, wzięłam więc termometr a on wskazuje 38.3 kreski! Nie była to zawrotnie wysoka temperatura ale jednak już zaczynała rozbrajać mojego małego.. Oczywiście obudził się z płaczem, po wzięciu na ręce już nie dał się odstawić ani położyć, o zjedzeniu czegokolwiek nie wspomnę.. dałam środek przeciwgorączkowy i po 20minutach gorączka spadła a tym samym moje dziecko nieco się ożywiło i nawet uśmiechało, bawiło się, zjadł kilka łyżek rosołu (dobrze, że obiady gotuję z rana - inaczej nie byłoby opcji ugotować go z małym na ręku).
Tak naprawdę prawdziwy dramat zaczął się po II drzemce - mały obudził się z 39.2 kreskami, obudził, napisałam? Raczej.. przeraźliwie zaczął łkać, po wzięciu na ręce "przelewał się", nie był w stanie utrzymać główki, lekko otwarte oczka.. takie bez życia.. takie błagające o pomoc..
Tym razem podałam inny środek przeciwgorączkowy i znowu temperatura spadła, tym razem do 38 stopni, co było ogromnym postępem w zachowaniu małego, bo nieco się ożywił, wsadziłam go do wanny z letnią wodą, dałam zabawki.. mąż przyjechał wcześniej z pracy, ale już nic sie nie działo.. nie działo aż do 20.40
Jak zwykle o 20 mały już spał, zdążyłam wykonać swoje codzienne ćwiczenia gdy obudził się z płaczem - nie miał gorączki ale usilnie wkładał rączki do buzi i ewidentnie męczył go brzuszek.. nie udało mi się go odłożyć do łóżeczka mimo 40min prób, dopiero mąż to zrobił, gdy ja brałam prysznic.. Obudził się znowu o 22, wzięłam go do łóżka i postanowiłam robic okłady, bo temperatura zaczęła rosnąć.. ok 24 mały był już niemal nieprzytomny, nie spał, majaczył.. sprawdzam temperaturę a tam - 39.4! Matko..serce zaczęło walić jak oszalałe, w głowie milion myśli, bezsilność, strach.. kolejna porcja leku i decyzja, że jeśli nie spadnie jedziemy na pogotowie.. na szczęście udało się i temperatura spadła do magicznych 37.9 - uff.. później mały marudził, popłakiwał nawet na rękach - miał tą odrobinę siły.. usnął dopiero o 4 rano na godzinkę, podczas snu popłakiwał - a ja? Ja całą noc czuwałam, patrzyłam na niego, zamartwiałam się, widziałam jego cierpienie i serce mi się krajało, bo jedynym moim sprzymierzeńcom był lek przeciwgorączkowy.. ta niemoc, ta bezsilność - to okropne uczucia!

Dlatego się dziwię, dziwię się i jednocześnie jestem przerażona tym, co dzieje się wokół, tym o czym się słyszy niemal każdego dnia.. jak można, jak matka może patrzeć na cierpienie swojego dziecka i nie reagować, ba! Jak matka może takowe cierpienie zadawać?
Wtedy rodzi mi się w głowie pytanie... dlaczego ten świat jest tak skonstruowany, że te, które oddałyby wszystko/ były troskliwymi mamami nie mogą mieć dzieci, a te, które ich nienawidzą/ nie cierpią lub zwyczajnie nie chcą ich mieć - je mają i godzą się lub same zadają im cierpienie?

Może jeszcze jestem młodą, naiwną mamą, ale dla mojego synka jestem w stanie wszystko znieść, byle on nie cierpiał, byle mu się krzywda nie działa..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz