piątek, 31 sierpnia 2012

tyle się dzieje

Tyle się ostatnio dzieje, że nie wiem gdzie skierować swoje myśli, gdzie poprowadzić ręce a gdzie serce.. chociaż nie.. serce skierowane jest na moich dwóch mężczyzn.. zatem tylko myśli i ręce coraz bardziej się plątają i szukają sposobu i możliwości aby wreszcie się uwolnić..

Od wtorku mieszka z nami dziadek - tata P.. nie powiem stara się jak może, ale są też sytuacje, które mrożą moją krew.. wiem, wiem.. też się denerwuje, też sie uczy, ale co mam poradzić, jak moje serce, serce matki mówi mi - nie tak to się robi!
Zdarzyła się taka sytuacja, która mnie mocno zestresowała.. dziadek usiłował zmienić pampersa, niestety na siłę (a tyle razy mówiłam, że na siłę nic nie robimy, że lepiej odczekać kilka chwil, zainteresować czymś i nawet podzielić zmianę pampersa na 2 tury, czyli zdjęcie starego, wytarcie pupy a w następnej turze założenie nowego czystego pampersa), ale gdzie.. lepiej zrobić po swojemu, no i wziął małego między nogi i siłą trzymał - Tymek wpadł w szał i odchylił się do tyłu uderzając z impetem głową o podłogę!!!! Myślałam, że umrę jak to zobaczyłam.. na szczęście nic poważnego się nie stało, wzięłam małego na ręce i się uspokoił ale niesmak i strach pozostał.. To tylko jedna z sytuacji.. I ja wiem, że i on się zdenerwował, wiem, że i dla niego to jest trudne, ale co poradzę, jak na samą myśl mnie serce boli a łzy napływają do oczu?
Czy to tak jest, że serce matki krwawi musząc się rozstać ze swoim dzieckiem? Nie powiem, chętnie zostawiłabym małego ale na 2-3h dziennie.. Nie na 8 czy 9h..
Na szczęście zupełnie przypadkiem wracam do pracy na 3/4 etatu, co oznacza rozłąkę na 7 -7,5h. Cieszę się niezmiernie, bo jak dobrze będzie to w domu będę już o 14!!

Dzisiaj dziadek ma lekką zaprawę.. jadę na badania okresowe, zostawiając malego od 10 do 14 z dziadkiem.. w międzyczasie należy podać: owsiankę, zupkę, zapewne pampersa zmienić i spacerować..a o 13-14 położyć spać.. jak będzie? zobaczymy..

c.d.n.


No więc Tymek został na te 4h z dziadkiem, podczas których ten powinien: dać owsiankę, pospacerować, dać zupę i uśpić malca.. po 4h wracam do domu, już pod drzwiami słyszę płacz Tymka... dziadek myje mu nogi (?) w umywalce (po co? nie wiem) a reszta bilansu? Owsianka nie dana, za to Tymek objadł się biszkoptów, babeczek i paluszków (które miały być dane tylko w godzinie W), spaceru nie było, tylko odrobina bieganiny po podwórku (bo bardzo wiało ;/ ?), zupa dana - ufff.. dziecko nieuśpione i mały nie spał aż do 20.00
Jak tylko weszłam to tak się mnie uczepił, że aż ryczeć mi się chciało..30minut tak się tulił.. usiłowałam i ja go uśpić, to nie chciał mojej ręki puścić, jakby się bał, że gdy uśnie a później się obudzi a mamy znowu nie będzie.. Boli mnie to i to bardzo! Naprawdę wolałabym, aby mały zadowolony szedł do rówieśników, choć wiem, że i to byłoby dla mnie ciężkie...

Do tego rozmowa z szefową (nową) bardzo dyplomatyczna/sztywna i odniosłam wrażenie niezbyt zadowolona była moim podaniem o 3/4 etatu..

Jestem coraz bardziej zestresowana.. jednak wrócić do pracy po 2 latach.. to jakby zaczynać ją od nowa..
 
Żeby ten wpis nie był taki smutny..moje roześmiane szczęście..
 


czwartek, 23 sierpnia 2012

kiedy Twoje dziecko cierpi..

Nikt nie mówił, że życie z dzieckiem czy też jego wychowanie będzie proste..owszem - spodziewałam się tego, wiedziałam, że sobie z tym poradzę, bo moja decyzja o macierzyństwie była podjęta świadomie.. Nikt jednak nie powiedział, jak radzić sobie z cierpieniem swojego dziecka.. Taka mała istotka, zupełnie bezbronna, zdana na Ciebie..
Zaczęło się tak prozaicznie, o kilku dni ślinienie - omen zbliżających się nowych ząbków, nawet kilka dni temu myślałam, że proszę zaraz zęby będą tak bezproblemowo i to od razu trzonowe..jakże się myliłam..
Wczorajszy dzień i noc były najgorszymi w całym życiu mojego synka oraz moim.. Zaczęło się od pierwszej drzemki o 9 rano..Gdy mały przebudził się o 10 był taki "podejrzany", ciepły, osowiały, nie mógł się pozbierać po spaniu, wzięłam więc termometr a on wskazuje 38.3 kreski! Nie była to zawrotnie wysoka temperatura ale jednak już zaczynała rozbrajać mojego małego.. Oczywiście obudził się z płaczem, po wzięciu na ręce już nie dał się odstawić ani położyć, o zjedzeniu czegokolwiek nie wspomnę.. dałam środek przeciwgorączkowy i po 20minutach gorączka spadła a tym samym moje dziecko nieco się ożywiło i nawet uśmiechało, bawiło się, zjadł kilka łyżek rosołu (dobrze, że obiady gotuję z rana - inaczej nie byłoby opcji ugotować go z małym na ręku).
Tak naprawdę prawdziwy dramat zaczął się po II drzemce - mały obudził się z 39.2 kreskami, obudził, napisałam? Raczej.. przeraźliwie zaczął łkać, po wzięciu na ręce "przelewał się", nie był w stanie utrzymać główki, lekko otwarte oczka.. takie bez życia.. takie błagające o pomoc..
Tym razem podałam inny środek przeciwgorączkowy i znowu temperatura spadła, tym razem do 38 stopni, co było ogromnym postępem w zachowaniu małego, bo nieco się ożywił, wsadziłam go do wanny z letnią wodą, dałam zabawki.. mąż przyjechał wcześniej z pracy, ale już nic sie nie działo.. nie działo aż do 20.40
Jak zwykle o 20 mały już spał, zdążyłam wykonać swoje codzienne ćwiczenia gdy obudził się z płaczem - nie miał gorączki ale usilnie wkładał rączki do buzi i ewidentnie męczył go brzuszek.. nie udało mi się go odłożyć do łóżeczka mimo 40min prób, dopiero mąż to zrobił, gdy ja brałam prysznic.. Obudził się znowu o 22, wzięłam go do łóżka i postanowiłam robic okłady, bo temperatura zaczęła rosnąć.. ok 24 mały był już niemal nieprzytomny, nie spał, majaczył.. sprawdzam temperaturę a tam - 39.4! Matko..serce zaczęło walić jak oszalałe, w głowie milion myśli, bezsilność, strach.. kolejna porcja leku i decyzja, że jeśli nie spadnie jedziemy na pogotowie.. na szczęście udało się i temperatura spadła do magicznych 37.9 - uff.. później mały marudził, popłakiwał nawet na rękach - miał tą odrobinę siły.. usnął dopiero o 4 rano na godzinkę, podczas snu popłakiwał - a ja? Ja całą noc czuwałam, patrzyłam na niego, zamartwiałam się, widziałam jego cierpienie i serce mi się krajało, bo jedynym moim sprzymierzeńcom był lek przeciwgorączkowy.. ta niemoc, ta bezsilność - to okropne uczucia!

Dlatego się dziwię, dziwię się i jednocześnie jestem przerażona tym, co dzieje się wokół, tym o czym się słyszy niemal każdego dnia.. jak można, jak matka może patrzeć na cierpienie swojego dziecka i nie reagować, ba! Jak matka może takowe cierpienie zadawać?
Wtedy rodzi mi się w głowie pytanie... dlaczego ten świat jest tak skonstruowany, że te, które oddałyby wszystko/ były troskliwymi mamami nie mogą mieć dzieci, a te, które ich nienawidzą/ nie cierpią lub zwyczajnie nie chcą ich mieć - je mają i godzą się lub same zadają im cierpienie?

Może jeszcze jestem młodą, naiwną mamą, ale dla mojego synka jestem w stanie wszystko znieść, byle on nie cierpiał, byle mu się krzywda nie działa..

Czas ucieka.. czas ucieka

Jak szybko skończył się upragniony urlop - tak szybko zdałam sobie sprawę, że jeszcze tylko miesiąc pozostał mi do powrotu do pracy..właściwie już tylko niecałe dwa tygodnie..
Decyzję o powrocie do pracy podjęłam jeszcze przed porodem, wszystko miałam zaplanowane.. ciąża -> praca->poród->karmienie piersią do 6-go miesiąca->powrót do pracy po roku..a wyszło z tego tak: ciąża->praca->zwolnienie->poród->karmienie nadal-> powrót do pracy po 14 m-cach..
Mogę powiedzieć że nadal jest to dla mnie abstrakcja a w końcu czas ucieka.. Nadal nie umiem się pogodzić z rozłąką i czekającą nas zmianą, wszystko mieliśmy już tak pięknie ustalone, wszystko się tak układało, wszystko było takie.. idealne a teraz? Teraz będziemy uczyć się wszystkiego od nowa.. rozłąki, powrotów, nowego porządku domowego.. Czy ja jestem w stanie zamienić te 24h z małym na 14h? Czy odnajdę się w tym co robiłam niemal 2lata temu? Czy  wreszcie moje dziecko zaakceptuje zmiany? I czy wszyscy jakoś sobie poradzimy? To narazie pytania bez odpowiedzi..
Boli mnie jednak fakt konieczności powrotu do pracy, wcale nie obawiam się "społecznej śmierci" czy coś w tym rodzaju, chętnie zostałabym z synkiem jeszcze rok w domu, ale niestety.. żyjemy w takich a nie innych czasach.. Jeśli człowiek chce żyć przyzwoicie, zapewnić swojemu dziecku właściwy rozwój musi iść do pracy, bo życie z jednej pensji, i to wcale nie małej, i tak nie starcza. Niestety, jesteśmy obciążeni kredytem, który zżera nas od środka. I znowu wracamy do punktu wyjścia, aby móc założyć rodzinę, fajnie stworzyć odpowiednie warunki do rozwoju tejże rodziny, czyli zapewnić minimum, jakim jest własne M. Aby mieć własne M, są dwa wyjścia: albo mieć zamożną rodzinę albo wpakować się w kredyt, co uczyniliśmy, co z kolei zmusza mnie obecnie do pozostawienia swojego 14m-cznego synka i wrócić do pracy..

Czy się cieszę? NIE,NIE,NIE!!! Jestem załamana faktem pozostawienia synka i mimo tego, że czasem mam dość, czasem marzę o chwili spokoju, to jednak 9h rozłąki to dla mnie dużo a co dopiero dla niego..Czy on się na mnie obrazi? Czy będzie mnie pamiętał? Potrzebuję siły, siły, siły..no i może także odrobiny optymizmu?

wtorek, 21 sierpnia 2012

No to..show must go on!

Dawno mnie tu nie było.. bynajmniej nie z lenistwa a dlatego, że sporo nas nie było bowiem urlopowaliśmy się:) i to nie byle gdzie, bo w Chorwacji!!! tak tak.. 2 tygodnie w tym pięknym zakątku świata, aż się wracać nie chciało..
Tymek nad wyraz dobrze zniósł 16h podroż samochodem do celu, kto by się spodziewał, że z niego taki podróżnik a jednak! Powrotna droga jeszcze lepsza bo trwała tylko 11h, więc bajka..

Tutaj kilka zdjęć na początek.. 


A jak spędzaliśmy czas? Leżąc na plaży, spacerując, zwiedzając.. Mały świetnie odnalazł się w nowym, upalnym klimacie, więc dodatkowa rewelacja.. aż się wracać nie chciało...a poniżej - fotorelacja z samego pobytu..

mój mały podróżnik
nie ma jak na rączkach..
nawet mama załapała się na zdjęcie..
do nurkowania w sam raz
frajda z pływania
mama i tata :)
na przytulaski także był czas
buzi
I jak się podobało?